Bartek Buzuk Fotografia

View Original

BMW, krowy i Alpy

Gdy nasz rednacz zapytał się czy nie chcę pojechać do Garmisch-Partenkirchen miałem mieszane uczucia. Z jednej strony piękne miejsce, które warto zwiedzić ale z drugiej masa kilometrów i znów to samo: ileśtam fanów testuje sobie motocykle. Po Dniach Aprilii i Yamahy taki wariant mnie nieco przerażał. Zwyciężyła jednak ciekawość jak takie dni wyglądają u BMW (a może chęć “powąchania” Alp) i powiedziałem “Ok”... po czym przez 2 dni pobytu w Ga-Pa ani przez chwilę nie pożałowałem tej decyzji. Idea imprezy organizowanej przez bawarski koncern jest genialna w swojej prostocie: nasi klienci (również Ci potencjalni) mają się dobrze bawić. I to było widać na każdym kroku. Każdy znalazł coś dla siebie. No, może jedynie fani jazdy torowej mogli być nieco zawiedzeni ale myślę, że alpejskie serpentyny wynagrodziły im fakt, że BMW nie wybudowało im toru ;) Bądź co bądź motocykle z bokserskim sercem turystykę mają w genach a sport przyszedł z czasem.

Co zatem czekało na osoby, które między 6 a 8 lipca pojawiły się na BMW Motorrad Days? Po pierwsze pięć głównych namiotów: Enduro, Sport, Miasto, Turystyka i HP gdzie można było obejrzeć najnowsze modele motocykli z tych grup jak również przynależny do nich sprzęt i akcesoria. Dodatkowo dwa tory gdzie można było przetestować motocykle zarówno na torze krosowym jak i enduro. Ten pierwszy był dość wymagający ale nie na tyle by zniechęcić początkujących. Na torze do enduro można było znaleźć prawie wszystko co można znaleźć podczas wycieczek: trawersy, podjazdy, zjazdy po sypkim zboczu, wertepy, bajorka, zakręty o 180 stopni... długo by wyliczać. Tutaj jazdy odbywały się już pod okiem instruktora, który czekał gdy grupa zbytnio się rozciągnęła, po drodze dając rady jak pokonać dany odcinek. Miodzio. Grupa turystyczna miała do dyspozycji 1,5 godzinne wycieczki po malowniczych okolicach a od 19 wszyscy wspólnie schodzili się do wielkiego namiotu by wspólnie bawić się przy muzyce i piwie. Właśnie... jeśli chodzi o piwo to sprawa wygląda ciekawie. Ilość wypitego złotego trunku szła zapewne w hektolitry co chyba działało uspokajająco na uczestników gdyż nie udało mi się zaobserwować żadnych awantur. Wprost przeciwnie. Wychodziło to na co liczy BMW na swojej imprezie: integracja. Tysiące ludzi z całego świata bawiących się wspólnie pod biało-niebieskim logiem. Tak, tak... z całego świata. Poza europejskimi rejestracjami byli też ludzie z Australii, Alaski i USA. Ale trudno im się dziwić. Dla takiej imprezy warto przemierzyć tyle kilometrów. Parada na dniach motocykli BMW to osobny rozdział. Wyobraźcie sobie uliczkę, którą spokojnych krokiem przemierzacie w jakieś 10-15 minut całą zastawioną motocyklami. Potem wyobraźcie sobie jak te wszystkie motocykle przez jakieś 15 minut wyjeżdżają z tej uliczki by udać się w ponad 100 km paradę przez Alpy. Naprawdę ten widok robił wrażenie. Dodatkowo zobaczyć to wydarzenie przyszło chyba całe miasteczko. Mieszkańcy Garmisch-Partenkirchen utożsamiają się z tą imprezą tak samo jak motocykliści. Tutaj nie ma miejsca na marudzenia w stylu “Znów bandyci na dwóch kółkach zakłócają spokój”. Tutaj każdy jest dumny, że to właśnie u nich BMW organizuje swoje dni. Oczywiście to nie koniec atrakcji ale wyliczać wszystkich nie będę bo szkoda czasu. Było tego masę poczynając od namiotu z zabytkowymi modelami BMW, profesjonalnym pokazem mody motocyklowej a kończąc na namiocie, w którym można było się uczesać, ogolić i wypastować buty. Nie zabrakło też pokazów gwiazd jedzących w barwach BMW. Chrisa Pfeiffer i Simo Kirssi to nie jedyni, którzy swoją obecnością zaszczycili dni bawarskiego koncernu. Strona organizacyjna imprezy jak przystało na naszych zachodnich sąsiadów perfekcyjna. Liczba służb porządkowych to kilkunastu ochroniarzy, może ze 4 policjantów i kilka osób porządkowych i uwierzcie mi ta ilość zupełnie wystarczała do tego by obyło się bez przykrych incydentów. Organizatorzy pomyśleli o wszystkim. Zadbali nawet o takie szczegóły jak “deseczki do parkowania”, które dostawał każdy parkujący na wyznaczonych do tego celu miejscach na łąkach. Nie doszukałem się też przejawów “rasizmu” i w tłumie wszelkiej maści motocykli BMW można było znaleźć sprzęty innych marek. Widać tylko u nas praktykuje się tolerancję tylko dla “swoich”. Ale w końcu Polacy zawsze byli tolerancyjni ;-) Naprawdę nie sposób opisać tej imprezy. Trzeba tam pojechać, przeżyć, pobawić się i wtedy gdy już się z żalem opuści to miejsce to w sercu pozostanie jakaś pustka, którą będzie się chciało za rok załatać.