Dzień Aprili na torze Hungaroring
Parafrazując słowa pewnej reklamy "uznanie w świecie" jest czymś o co zabiega każda firma. Sposobów na zdobycie nowych lub przywiązanie obecnych klientów jest sporo. Firmy motocyklowe poza całą masą gadżetów czy ciuchów mają jedną skuteczną metodę - swój dzień na torze wyścigowym. Idea jest prosta. Wynająć tor, przyprowadzić na niego testowe maszyny, nagłośnić sprawę i czekać na przybycie gości. W czwartek swoje dni na torze Hungaroring miała Aprilia. Włoski producent motocykli już po raz kolejny zaprasza na Węgry miłośników swojej marki oraz, jak się okazało, miłośników marek innych. W końcu motocykl nie zawsze kupuje się po wsze czasy. Może nadejdzie czas na zmianę i to zmianą właśnie będzie "apra".W tym roku dane mi było zobaczyć Dni Aprili na własne oczy co dawało mi podwójną radość gdyż po pierwsze motocykle włoskiego producenta zawsze mi się podobały a dwa, że możliwość zwiedzenia toru, po którym jeżdżą zawodnicy Formuły 1 jest dodatkową atrakcją. Pierwsze co rzuca się w oczy po dotarciu na Hungaroring to ogrom tego miejsca. Skromnie wypada nasz tor w Poznaniu w porównaniu z tym molochem. Tutaj wszystko jest w skali "maxi" poza samym torem, który wydaje się dość wąski. Praktycznie każdy z kim rozmawiałem ciekawił się jak tutaj mogą mieścić się obok siebie albo wyprzedzać dwa bolidy F1. Nie ma się zresztą co rozpisywać. W końcu jeśli tor został uznany za godny do podejmowania najlepszych kierowców świata i zapewnienia im odpowiednich warunków to musi to coś oznaczać. Przejdę zatem do samej imprezy pod szyldem włoskiem marki. Dzień Aprili to w zasadzie piknik fanów tej marki. Jedynym, i to też nawet nie do końca obowiązkowym punktem, jest rejestracji na modele, którymi chce się polatać po torze. Po spełnieniu tego warunku ma się pełną dowolność w działaniu. Widziałem gości, którzy korzystając z pięknego (może nawet zbyt pięknego) słońca opalali się leżąc obok swoich maszyn lub grillowali w gronie znajomych. Niektórzy korzystali z możliwości jazdy po torze i testowali na nich swoje maszyny (o dziwo nie koniecznie ze znaczkiem Aprilia na boku) ale większość korzystała z testówek, które włoski producent dostarczył w pokaźnej ilości. Sesje na przejazd danym modelem trwały 20 minut co z jednej strony jest wystarczające do zapoznania się z maszyną ale z drugiej na pewno pozostawia niedosyt. Ale cóż. Pojeździć chce każdy a niedosyt dźwignią handlu ;) Modele dostępne do jazd to Tuono, RSV i RS125 przy czym ten ostatnio jak dostrzegłem dawał najwięcej frajdy jeżdżącym. Dodatkowo przed depo można było sobie potestować skutery oraz pojeździć na supermoto na specjalnie przygotowanym na tą okazję torze. Co więcej? Ano w zasadzie nic gdyż cała impreza sprowadzała się do jazd testowych i przerw między nimi gdzie można było wymienić się poglądami. Brak dodatkowych atrakcji jak chociażby pokazy stuntu, które były obecne na ubiegłorocznych dniach Yamahy, sprawiały, że osoby towarzyszące a nie jeżdżące przechadzały się wyraźnie znudzone szukając schronienia przed palącym słońcem. To w zasadzie jedyny minus tego dnia. Cała reszta pozostawia jak najbardziej pozytywne wspomnienia łącznie z tym, że można zapewnić wielu ludziom z różnych części Europy zabawę nie grodząc wszystkiego i zachowując rodzinny, sielankowy klimat. Reszta relacji na kilku zdjęciach. Obszerniejszy materiał standardowo już niebawem na ścigacz.pl
[gallery=2]
Muzyka: Katie Melua "Piece by piece"