Blog

Piszę sobie czasem tu o fotografii, kawie, gadżetach i tym co mi zalega na sercu.

Extreme Moto

Już za kilka dni na warszawskim Bemowie odbędzie się tytułowa impreza. Szykują się dwa naprawdę ociekające atrakcjami. Gwiazdy motocyklowego freestyle'u ulicznego i motocrossowego, ogólnopolskie zawody w stuncie, premiera Suzuki B-King'a, gwiazdy z zagranicy plus oczywiście pokazy, adrenalina i zapach palonej gumy. Więcej o samej imprezie tutaj . Z mojej strony pozostaje tylko zaprosić na Bemowo i liczyć na to, że pogoda nie spłata figla fanom ekstremalnych dwóch kółek.

Koniec długiego weekendu

Długi weekend dobiegł końca i tym samym zakończył się remont pokoju. Remont, który w zamierzeniu miał trwać dwa dni lekko się przeciągnął ale efekt jest całkiem zadowalający. W końcu robili to kompletni amatorzy bez doświadczenia w kładzeniu paneli czy klejeniu sufitów. Teraz nastąpi ta najprzyjemniejsza część zmian czyli wydawanie pieniędzy na meble. Pierwsze wydatki już za mną. Te łatwiejsze. Ciągle jestem bez pomysłu jeśli chodzi o szafę i coś regałopodobnego ale kilka pomysłów mam. Najgorzej, tak coś mi się wydaje, będzie z kupnem narożnego biurka pod komputer. Dobrze, że jest jeszcze stare... chociaż wstyd je komuś pokazać. Tak czy owak idzie ku dobremu. Chociaż zakwasy nabyte przez te parę dni pewnie mnie jeszcze trochę pomęczą :)

AutoMapa 4.0

​Nareszcie po długim czasie oczekiwań pojawiła się czwarta wersja AutoMapy. Ci, którzy korzystają z tego produktu na pewno się ucieszą, że w końcu pojawił się upgrade niosący spore zmiany. Tym, którzy nie korzystają z AM w celach informacyjnych nadmienię tylko, że to nasz rodzimy produkt o najdokładniejszym pokryciu Polski. Co nowego w "czwórce"? Poza standardowym widokiem 2D jest widok 3D ...

Read More

Porządki

​Proces remontu mojego lokum ruszył z kopyta. Weekend spędzony na odrupiecianiu pokoju przypomniał mi o mojej sentymentalności. Mam paskudny nawyk szybkiego przywiązywania się. Przywiązywania się do ludzi, rzeczy. Niby nic strasznego (zwłaszcza te rzeczy) ale wyobraźcie sobie co się dzieje podczas generalnego sprzątania gdzie nagle prawie wszystko co się u mnie znajduje leci do kosza ...

Read More

Problem?

The latest poll taken by the Government asked people who live in Irelandif they think Polish immigration is a serious problem: 23% of respondents answered: Yes, it is a serious problem. 77% of respondents answered: Absolutnie żaden. To nie jest poważna kwestia.

Śpię

Śpię, ... bez celu wpatruję się w monitor jak w kryształową kulę, która pokaże mi to co chciałbym zobaczyć, wiedzieć.

Śpię,

... z bezwiedną precyzją co 5 minut klikam w przycisk "Odbierz" jak by miało to zmienić moje życie.

Śpię,

... zastanawiam się co by było gdyby ona wiedziała, czy chciałbym by wiedziała, czy ona chciałaby wiedzieć?

... śpię.

Polish YoYo Masters 2007

Przeważnie na przełomie marca i kwietnia w Łodzi mają miejsce tak zwane PYYMy czyli Polish YoYo Masters - mistrzostwa Polski w yoyo. W zamierzchłych czasach wyczekiwana przeze mnie impreza aktualnie zeszła na daleki plan. Po dwóch latach przerwy postanowiłem sprawdzić co się aktualnie wyprawia z kawałkiem sznurka i dwoma plastikowymi połówkami oraz, a w zasadzie przede wszystkim, znów spotkać się ze starymi znajomymi.Czy coś się zmieniło przez ten czas? W moim odczuciu nie bardzo. Większość twarzy, mimo mojej zaawansowanej starości ;) znana, wariaci pozostali wariatami, freestyle ciągle nieco statyczny ale widać postęp i próby większej integracji z publiką. Co do poziomu wypowiadać się nie będę bo nie mam o tym pojęcia ale patrząc na pierwsze miejsca w stylu wolnym myślę, że nie mamy się czego wstydzić. Martwi mnie tylko, że ciągle jest to na swój sposób hermetyczna impreza. Mimo wszystko miło było zrobić te kilkaset kilometrów w obie strony. Pogadać, pośmiać się, poczuć się staro wśród młodzieży i jak za dawnych dobrych lat, teraz już jako oldskulowiec, udzielić wywiadu. Może, o ile plotki okażą się nieprawdą, za rok powtórzę wycieczkę. Tymczasem kilka zdjęć z tegorocznych PYYMów.

[gallery=26]

Muzyka: Within Temptation "What have You done"

Regina Carter w Fabryce Trzciny

Nigdy nie byłem zwolennikiem koncertów. Hałas, duchota, młodzież w stanie spożycia. Z tymi kojarzył mi się to zjawisko. W zasadzie byłem na dwóch występach na żywo. Przez przypadek na Lady Punk i całkowicie świadomie na Fun Lovin' Criminals. Dawne czasy w każdym bądź razie ale miło wspominam. Nie mniej jednak nie przekonały mnie one do częstszego słuchania muzyki na żywo. Jakiś czas temu moje horyzonty muzyczne powiększyły się dość drastycznie poprzez otarcie się o *akhem* audiofilstwo. Pojawił się, dotąd pozostający z dala ode mnie, jazz dlatego gdy zoabczyłem, iż w tytułowej Fabryce ma zagrać Regina Carter postanowiłem pójść. Powody dwa: najlepsza ponoć jazzowa skrzypaczka i możliwość posłuchania muzyki na żywo co dało by mi możliwość zweryfikowania czy moje DT880 brzmią naturalnie i tak jak brzmieć powinny ;-)W końcu po ponad miesiącu oczekiwań pojawiłem się w Trzcinie, która zresztą okazała się bardzo zacnym przybytkiem. Dodatkowo miło byłem połechtany gdyż okazało się, że bilety, które kupiłem uprawniały mnie i Dorotkę do zajęcia miejsc na krzesełkach z luksusowym napisem "VIP". Usiedliśmy zatem w rzędzie 5 (o ile mnie pamięć nie zawodzi) w przyjemnej salce, która mogła stwarzać nawet pozory kameralności i tocząc dyskusję na tematy wszelakie oczekiwaliśmy gwiazdy z jej kwartetem. Gwiazdy jak wiadomo wychodzą powoli ale warto było się trochę po niecierpliwić. Przepiękny koncert, przepięknie zagrany i dobrze nagłośniony. Chylę czoła przed panią Carter i jej kunsztowi. Reszta zespołu w składzie: Matthiew Parrish (bass), Darryl Harper (klarnet), Xavier Davis (pianino) i Alvarest Garnett (perkusja) równie wyborni. Zwłaszcza ten ostatni, który żywiołową i emocjonalną grą na perkusji przykuwał mój wzrok. Ciekawym doświadczeniem było też słuchanie dialogu między klarnetem a skrzypcami. Z jednej strony te instrumenty potrafią świetnie zlać się w jeden z drugiej zagrać osobno z charyzmą i szacunkiem do siebie. Sam repertuar zróżnicowany. Od swingujących kawałków do melancholijnych, nastrojowych świetnie przeplatających się miedzy sobą. Z jednej strony bujających, aż by się chciało wstać i dać wyraz temu uczuciu a z drugiej porywających do refleksji, skupienia. Czego bym nie napisał jedno jest pewne: było to moje pierwsze spotkanie z Reginą Carter ale na pewno nie ostatnie. Tak samo jak na pewno nie ostatnim będzie obcowanie z muzyką na żywo :)

Muzyka: Joe Hisaishi "Babylon no ok"