Fanem panny Melua jestem od "Call off the search". Cudowne "Piece by piece" pozostawiło mnie w niedosycie i totalnym zauroczeniu. Dlatego też na trzeci album Katie czekałem cierpliwie dopóki nie poznałem daty premiery jej nowej płyty. Od tego momentu zaczęło się odliczanie do godziny "zero", którą wstyd się przynać... przegapiłem. Na szczęście naprawiłem ten błąd i dzisiejsza noc upływa mi z przepięknym głosem gruzińskiej wokalistki. Przyznać się też muszę, że przez chwilę zwątpiłem w Katie. Kupowanie płyty tydzień po premierze wiąże się z możliwości przeczytania recenzji w sieci. Gdy słyszy się stwierdzenia, że album ten jest nieudanym eksperymentem, popowym wydawnictwem i poza dwoma czy trzema utworami niczym specjalnym odechciewa się wydawania pieniędzy. Na szczęście (dla mnie przynajmniej) jestem dość wredną bestią i lubię przekonać się "nausznie" jak jest naprawdę a prawda jest taka, że "Pictures" są płytą dobrą o ile nie bardzo dobrą. Jest pewnego rodzaju eksperymentem ale bardzo subtelnym. Główną różnicą w porównaniu do "Piece by Piece" jest lekkość i zwiewność tej płyty. Na "Obrazkach" jest dużo więcej zwiewności, radości niż blues'owego klimatu. Poprzedni album kojarzył mi się z małą sceną w klimatycznej, zadymionej knajpce, gdzie sącząc kawę wsłuchiwało się w głos Katie. Nowa płyta jest jak jesienny poranek, którego złote barwy i rześkie powietrze stawia na nogi i ładuje pozytywną energią na dalszą część dnia.
Oczywiście jak zwykle są to spekulacje na temat gustów, które wiadomo różnymi bywają ale uważam, że warto tą płytę mieć. Zwłaszcza jeśli podobały się poprzednie dokonania Katie Melua. "Pictures" na pewno nie rozczarują.
Muzyka: Katie Melua "What I miss about You"