The latest poll taken by the Government asked people who live in Irelandif they think Polish immigration is a serious problem: 23% of respondents answered: Yes, it is a serious problem. 77% of respondents answered: Absolutnie żaden. To nie jest poważna kwestia.
Blog
Piszę sobie czasem tu o fotografii, kawie, gadżetach i tym co mi zalega na sercu.
Na dobranoc
... A najlepiej wiesz że
Nie istnieje wszak to co się nie śni
"Bob Dylan" Jacek Kaczmarski 1985
Śpię
Śpię, ... bez celu wpatruję się w monitor jak w kryształową kulę, która pokaże mi to co chciałbym zobaczyć, wiedzieć.
Śpię,
... z bezwiedną precyzją co 5 minut klikam w przycisk "Odbierz" jak by miało to zmienić moje życie.
Śpię,
... zastanawiam się co by było gdyby ona wiedziała, czy chciałbym by wiedziała, czy ona chciałaby wiedzieć?
... śpię.
Polish YoYo Masters 2007
Przeważnie na przełomie marca i kwietnia w Łodzi mają miejsce tak zwane PYYMy czyli Polish YoYo Masters - mistrzostwa Polski w yoyo. W zamierzchłych czasach wyczekiwana przeze mnie impreza aktualnie zeszła na daleki plan. Po dwóch latach przerwy postanowiłem sprawdzić co się aktualnie wyprawia z kawałkiem sznurka i dwoma plastikowymi połówkami oraz, a w zasadzie przede wszystkim, znów spotkać się ze starymi znajomymi.Czy coś się zmieniło przez ten czas? W moim odczuciu nie bardzo. Większość twarzy, mimo mojej zaawansowanej starości ;) znana, wariaci pozostali wariatami, freestyle ciągle nieco statyczny ale widać postęp i próby większej integracji z publiką. Co do poziomu wypowiadać się nie będę bo nie mam o tym pojęcia ale patrząc na pierwsze miejsca w stylu wolnym myślę, że nie mamy się czego wstydzić. Martwi mnie tylko, że ciągle jest to na swój sposób hermetyczna impreza. Mimo wszystko miło było zrobić te kilkaset kilometrów w obie strony. Pogadać, pośmiać się, poczuć się staro wśród młodzieży i jak za dawnych dobrych lat, teraz już jako oldskulowiec, udzielić wywiadu. Może, o ile plotki okażą się nieprawdą, za rok powtórzę wycieczkę. Tymczasem kilka zdjęć z tegorocznych PYYMów.
[gallery=26]
Muzyka: Within Temptation "What have You done"
Regina Carter w Fabryce Trzciny
Nigdy nie byłem zwolennikiem koncertów. Hałas, duchota, młodzież w stanie spożycia. Z tymi kojarzył mi się to zjawisko. W zasadzie byłem na dwóch występach na żywo. Przez przypadek na Lady Punk i całkowicie świadomie na Fun Lovin' Criminals. Dawne czasy w każdym bądź razie ale miło wspominam. Nie mniej jednak nie przekonały mnie one do częstszego słuchania muzyki na żywo. Jakiś czas temu moje horyzonty muzyczne powiększyły się dość drastycznie poprzez otarcie się o *akhem* audiofilstwo. Pojawił się, dotąd pozostający z dala ode mnie, jazz dlatego gdy zoabczyłem, iż w tytułowej Fabryce ma zagrać Regina Carter postanowiłem pójść. Powody dwa: najlepsza ponoć jazzowa skrzypaczka i możliwość posłuchania muzyki na żywo co dało by mi możliwość zweryfikowania czy moje DT880 brzmią naturalnie i tak jak brzmieć powinny ;-)W końcu po ponad miesiącu oczekiwań pojawiłem się w Trzcinie, która zresztą okazała się bardzo zacnym przybytkiem. Dodatkowo miło byłem połechtany gdyż okazało się, że bilety, które kupiłem uprawniały mnie i Dorotkę do zajęcia miejsc na krzesełkach z luksusowym napisem "VIP". Usiedliśmy zatem w rzędzie 5 (o ile mnie pamięć nie zawodzi) w przyjemnej salce, która mogła stwarzać nawet pozory kameralności i tocząc dyskusję na tematy wszelakie oczekiwaliśmy gwiazdy z jej kwartetem. Gwiazdy jak wiadomo wychodzą powoli ale warto było się trochę po niecierpliwić. Przepiękny koncert, przepięknie zagrany i dobrze nagłośniony. Chylę czoła przed panią Carter i jej kunsztowi. Reszta zespołu w składzie: Matthiew Parrish (bass), Darryl Harper (klarnet), Xavier Davis (pianino) i Alvarest Garnett (perkusja) równie wyborni. Zwłaszcza ten ostatni, który żywiołową i emocjonalną grą na perkusji przykuwał mój wzrok. Ciekawym doświadczeniem było też słuchanie dialogu między klarnetem a skrzypcami. Z jednej strony te instrumenty potrafią świetnie zlać się w jeden z drugiej zagrać osobno z charyzmą i szacunkiem do siebie. Sam repertuar zróżnicowany. Od swingujących kawałków do melancholijnych, nastrojowych świetnie przeplatających się miedzy sobą. Z jednej strony bujających, aż by się chciało wstać i dać wyraz temu uczuciu a z drugiej porywających do refleksji, skupienia. Czego bym nie napisał jedno jest pewne: było to moje pierwsze spotkanie z Reginą Carter ale na pewno nie ostatnie. Tak samo jak na pewno nie ostatnim będzie obcowanie z muzyką na żywo :)
Muzyka: Joe Hisaishi "Babylon no ok"
Zmęczenie
Zmęczenie prowadzi do przemyśleń. Przemyślenia prowadzą do wniosków.
Wnioski przytłaczają,
negatywnie.
Muzyka: O.S.T.R. "Brzydki, zły i szczery"
Motocykl Expo 2007
Po 3 dniach spędzonych w halach wystawowych przy Prądzyńskiego, zrobieniu zapewne dobrych kilku kilometrach po stoiskach wystawców i przekopaniu się przez ok 400 zdjęć z ulgą i dumą mogę uznać tegoroczne Expo za zakończone. Z ulgą gdyż bywają na takich imprezach chwile zwątpienia gdy ogarnia zmęczenie ale też i z dumą bo wystawa z roku na rok jest coraz lepsza i coraz liczniejsza pod względem zarówno zwiedzających jak i firm pokazujących swoje towary. Dumny zresztą mogę być podwójnie ponieważ ścigacz.pl miał swoje stoisko i potrafił przyciągnąć na nie całkiem spore tłumy, zwłaszcza gdy pojawiały się na nim zaproszone przez redakcję gwiazdy: Bartek Obłucki, Mateusz Bembenik, Marek Przybysz, Bartek Ogłaza, Raptowny, Paweł Szkopek, Janusz Oskaldowicz, Artur Wajda, Bartek Wiczyński, Andrzej Pawelec czy też Marcin Grochowski.Oczywiście Expo to nie tylko ścigacz.pl. To przede wszystkim motocykle, motocykle, akcesoria motocyklowe i motocykle. Duże stoisko Suzuki połączone z POLand Position uświetnione przez znaną z wyścigów GSV-R w malowaniu Rizla. Honda z rodzynkiem w postaci rumaka Nicky Hayden'a czyli RC 211V. Przepiękna F4 na stoisku MV Agusty oraz szatan w ciele anioła czyli 1098 pod banderą Ducatti. Nie zabrakło też prezentacji nowych zespołów wyścigowych, wyborów miss WSM Racing, pokazów mody, wyboru najlepszego Custom Bike'a czy konkursów dla zwiedzających. Smaczku temu wszystkiego dodawały oczywiście urocze hostessy będące chyba na większości stoisk wystawców. Nie obyło się też oczywiście bez kilku wpadek ale patrząc przez pryzmat wielkości danego przedsięwzięcia nie są one niczym szczególnym. Najbardziej odczuwalnym z nich według mnie był zaduch. Nie wiem czy hale Expo są klimatyzowane ale przy takiej ilości ludzi i wszelkiego rodzaju typów oświetlenia robi się tam zwyczajnie duszno. Mimo wszystko w ogólnym rozrachunku Motocykl Expo okazał się imprezą udaną, którą warto było odwiedzić i nie umrzeć w tłumie ludzi cisnących ze wszystkich stron. Co prawda do imprez pokroju niemieckiego Intermot jeszcze daleko ale niewątpliwie rodzima wystawa zmierza w dobrym kierunku i trzymam kciuki by ten kurs utrzymała. Teraz już się zamknę i pozwolę spokojnie pooglądać zdjęcia :)
[gallery=20]
Muzyka: Coma "Daleka droga do domu"
Motocykl Expo
Panie i Panowie! To już ostatni gwizdek przed tytułową wystawą. I proszę mi tu nie marudzić, że niedawno MotoBikeShow był i po co drugi raz na to samo. Żaden drugi raz i żadne to samo. Te dwie imprezy łączą tylko motocykle. Dzieli przepaść organizacyjna. Kto był rok temu na obu imprezach ten wie. Kto nie był ma szanse zweryfikować. A jeśli to Was nie przekonuje to... może warto pójść dla Suzuki GSV-R? Albo superbike'owej R1 z nazwiskiem Noriyuki Hagi na owiewce? Zresztą poczytajcie o atrakcjach sami. Ja tylko napiszę: Do zobaczenia 23-25 marca w hali Expo :) Muzyka: Możdzer, Danielsson, Fresco "Tsunami"
Portfolio
No cóż. Portfolio to może zbyt mocno powiedziane ale... brzmi dużo lepiej niż galeria, czyż nie? ;-) Jak zwał tak zwał ale miło mi poinformować, że w końcu dokonałem trudnej sztuki wyboru odpowiednich zdjęć, stworzenia galerii i umieszczenia ich na tej stronie. Efekty można obejrzeć klikając tutaj lub na odnośnik tam gdzieś po prawej stronie ;)
Miłego oglądania :)
Muzyka: Pink "Stupid girls"
Emilie Simon
Przyznać muszę, że Emilie była ciężkim orzechem do zgryzienia. Przeglądając stronę Fabryki Trzciny natrafiłem o wzmiankę o jej koncercie. W wzmiance tej wspomniano jakoby panna Simon była francuską Bjork. Postanowiłem więc dowiedzieć się o niej czegoś więcej a w zasadzie to po prostu nabyć płytę i sobie posłuchać :) Niestety w naszym pięknym kraju jedyne do czego udało mi się dotrzeć to teledysk na onecie oraz ścieżka dźwiękowa z "Marszu Pingwinów". Na szczęście z pomocą przyszedł amazon.fr i pozostało czekać. Paczka z płytą dotarła do mnie dziś i nie musiała czekać długo by zacząć kręcić się w odtwarzaczu. Kręci się do tej pory więc to chyba całkiem niezła recenzja. Niestety muszę Was zawieść. Nie napiszę czy porównania do Bjork były słuszne czy nie gdyż jakoś twórczość tej pani nie zagościła u mnie na dłużej niż to co kiedyś zobaczyłem w TV. Ale wracają do Emilie to jest ciekawie. Aranżacje muzyczne to połączenie elektroniki i żywych instrumentów. Trzeba tu zaznaczyć, że owe aranże są również dziełem francuskiej artystki i brzmią przyciągająco. Umiejętność zabawy z dźwiękiem wychodzi Simon zręcznie bez zbędnej nachalności ale nie bez braku oryginalności. Równie ciekawie brzmi sam głos, który ma tą francuską magię. Jedwab przeplatany chrypką z domieszką dziecinnej słodkości.
Jeśli miałbym określić jak odczuwa się muzykę Emilie to przyrównałbym ją do nocy i poranka. Letniej nocy gdy dopada senność, ciepło sączy się z okna a my czekamy na sen i wiosennego poranka gdy rześkie powietrze radośnie i zadziornie budzi nas i nastraja na kolejny dzień. Dodatkowo można tą muzykę przybrać barwami jesieni i ... tak właśnie brzmi ta muzyka. Przynajmniej dla mnie. Jedyny minus to taki, że owo wydawnictwo trwa niecałe 40 minut i pozostawia niedosyt. Ale od czego jest opcja Repeat ;)
Muzyka: Emilie Simon "Chanson de toile"